We wrześniowym numerze magazynu “Dziecko” ukazał się artykuł pt. “Rodzinne wieczory”, w którym o jedną z wypowiedzi zostaliśmy poproszeni z Szymkiem.
Przy okazji dowiedzieliśmy się, jak takie artykuły powstają, a także zmartwiliśmy się pominięciem słowa “znajomych”, które nieco wypacza kontekst wypowiedzi w drugim akapicie.
Naszą wypowiedź zamieszam poniżej:
Kiedy tata wraca z pracy, pakujemy dzieci do auta i wyruszamy do babci albo do znajomych, którzy też mają dzieci. Jeśli jest ładnie, to dzieci szaleją na dworze, a jeśli nie, to bawią się w domu. Razem ze znajomymi jemy kolację, przygotowujemy ją wspólnie. Dzieci nam pomagają, noszą jedzenie do stołu, nakrywają. Po takim wieczorze dziewczyny zasypiają w drodze powrotnej, a my właściwie też zaraz po tym, jak dojedziemy. Jeśli nigdzie nie jedziemy, to w coś się bawimy, dziewczyny długo kąpią się razem, potem słuchają bajek. Nie zasypiają same – trzeba przy nich być, głaskać po głowie. Tata usypia Anielkę, a ja Zosię, bo Zosia jest bardzo mamowa i nie ma mowy, żeby usypiał ją ktokolwiek inny.
Często też ktoś do nas przyjeżdża. Goście zostają na noc, coś się dzieje, więc dziewczyny nie chcą iść spać. Czasami myślę, że to nie jest dobre. Ale my mieszkamy na wsi i nie mamy tu żadnych bliskich (znajomych – uzup. MB). Dla nas obojga jest ważne, by się oderwać, z kimś się spotkać, nie siedzieć w domu.