Wybraliśmy się dzisiaj na wycieczkę samochodową – Moniczka i ja, Ania i Sławek, Justynka i Marcin. Celem miało być Norwich, miasto które w przeszłości konkurowało z Londynem o prym w Wielkiej Brytanii. Niestety, plany często ulegają weryfikacji i musieliśmy je częściowo zrewidować. Nie wyszło nam to na złe, ale do Norwich będziemy musieli jeszcze kiedyś pojechać. Mam nadzieję, ale po kolei…
Na początek wybraliśmy się do Grimes Graves, miejsca gdzie w zamierzchłej przeszłości neolityczni przodkowi Brytów wydobywali krzemień. Miejsce to dość ciekawe, wokół masa dołów, a niemal w centrum znajduję się turystycznie udostępniona kopalnia. Co prawda niewiele można pozwiedzać, bowiem każdy korytarz zakończony jest kratą, tym niemniej mieliśmy okazję zaobserwować dzieło ludzi z epoki neolitu.
Po zwiedzeniu Grimes Graves opuścili nas Justynka z Marcinem, bowiem nasza krajanka musiała zdążyć do pracy, do Chatteris, z kolei nasza dzielna czwórka ruszyła dalej w stronę Norwich. Po przejechaniu pewnej, bliżej nieokreślonej liczby kilometrów Ania wypatrzyła znak informujący o skręcie w stronę ZOO. Ucieszyła się tym bardzo i wkrótce jechaliśmy już nie do Norwich, lecz do Banham.
ZOO w Banham, choć kosztowało nas niemało, bowiem bilety kosztowały prawie 10 funtów od osoby pozostawiło dość przyjemne wrażenie. Na początek zwiedziliśmy farmę znajdującą się w samym centrum, gdzie biedne angielskie dzieci, żyjące w miastach, mogą poznać nieco wiejskiego klimatu. U Ani odezwał się instynkt macierzyński i zapragnęła wziąć małe koźlątko na ręce. Tak też zrobiła, ale niedługo cieszyła się nim, bowiem trzeba było ruszyć dalej.
Zwiedzając ZOO podziwialiśmy zarówno egzotyczne pingwinki, kangury z młodymi w torbach czy flamingi, jak i zwierzęta nam bliższe jak jak sokoły, orły, czy konie huculskie. Przykre jest to, że ptakom drapieżnym daje się złudzenie wolności. Nie siedzą one w klatkach, lecz na palikach przywiązane do nich linką. Na szczęście są codziennie wyprowadzane na spacer na długiej “smyczy”. W stajni kupiliśmy sobie z Moniczką podkowę na szczęście, po czym ruszyliśmy dalej.
Najwięcej czasu spędziliśmy z małpkami. Było to spowodowane między innymi przez deszcz, który zmusił nas do schronienia się, a także przez wygłupy Moniczki, która drapiąc się po głowie koniecznie chciała znaleźć wspólny język z człekokształtnymi. W ZOO obejrzeliśmy także dzikie koty (jaguary, lamparty, tygrysy), pieski preriowe oraz foki. Po dwugodzinnym pobycie w ZOO ruszyliśmy dalej, do Norwich, aby chociaż łyknąć trochę atmosfery tego miasta.
Całą drogę z Banham do Norwich przespałem, budząc się niemal pod katedrą. Nawiasem mówiąc potężna katedra w Norwich była jedynym zabytkiem, jaki zwiedziliśmy. Każda para ruszyła osobno, aby zwiedzić tę piękną, przyciągającą swoim majestatem, budowlę. Obejrzeliśmy piękne witraże, freski, krużganki oraz milenijny labirynt, którym można przejść się, aby zgodnie z zamierzeniem autora pomodlić się, porozmyślać, albo po prostu odpocząć.
Po tych całodniowych wojażach, nieco okrężnie opuściliśmy Norwich, miasto kościołów i udaliśmy się w drogę powrotną do domu. Pogoda, choć niezbyt przychylna nie dała nam się zbyt mocno we znaki i dzięki temu mogliśmy się cieszyć z tego, bardzo intensywnie spędzonego dnia.