Z Frytką na frytkach w MacDonaldzie

Wybraliśmy się dzisiaj na wycieczkę do Peterborough. Powodem naszego wyjazdu była chęć zakupienia przez Anię i Sławka prezentu dla małego Mikołajka – świeżo narodzonego synka Ani i Andrzeja. Prezentem tym miała być wanienka, która moja siostra już jakiś czas wcześniej obiecała wówczas oczekującym na potomka rodzicom. Przed wyjazdem na trasę na pobliskiej stacji benzynowej ku uciesze wszystkich, a najbardziej swojej własnej, samochodzik umyła Ania.
Po przyjeździe do Peterborough od razu udaliśmy do sklepu z artykułami dla maleństw. Po kilku zmianach decyzji kolorkowo-modelowych udało się Ani znaleźć wanienkę, z której byłaby zadowolona. Mając w ręku, a w zasadzie pod pachą ową wanienkę udaliśmy się do McDonalds’a, aby zjeść coś na ciepło. Jakieś hamburgerki i fryteczki poprawiły nam humorki i mogliśmy w końcu udać się w stronę celu naszej dzisiejszej wycieczki – katedry w Peterborough.
Udało nam się wejść do katedry niedługo przed zamknięciem. Pobieżnie zwiedziliśmy tę ogromną budowlę zapoznając się z podstawowymi faktami z jej historii.
Wracając do samochodu zauważyliśmy dwie ciekawe, zamurowane bramy. Były to prawdopodobnie w bliższej, bądź dalszej przeszłości toalety, które obecnie stanowią fragment muru z intrygującymi napisami – odpowiednio: “men” i “women”. Po tym spacerze wróciliśmy do Roverka i odjechaliśmy w stronę Chatteris.
Po powrocie do domu, kierując się, popartą przez Moniczkę, prośbą Ani, postanowiliśmy zapalić po raz pierwszy w kominku. W pierwszej kolejności sprawdziliśmy drożność przewodu kominowego, po czym wraz ze Sławkiem udałem się do budy poszukać jakiegoś drewna na opał. Wzięliśmy ze sobą latarki, bowiem instalacja elektryczna w szopkach nie wykazuje znamion użyteczności. W jednej z bud znaleźliśmy klocki drewniane, o rozmiarze w miarę pasującym do naszego kominka. Szczęście to wielkie dla nas, gdyż nigdzie nie mogliśmy znaleźć siekiery. Byłem zapytać sąsiadów, ale i oni nie dysponowali odpowiednim sprzętem. Kurczę, nikt tu nie ma normalnej siekiereczki.
Gdy w kominku paliło już się na dobre, do domku zaczęli schodzić się goście. Przyszli Dawid i Serkan oraz Marcin L. Na imprezie, z uwagi na Serkana, obowiązywał język angielski, chociaż należy zaznaczyć, że tu i ówdzie dało się posłyszeć rozmowy w naszym ojczystym języku. Popiliśmy trochę piwa, wina, wódki, pozjadaliśmy ciasteczka i rozmawialiśmy na różne, ciekawe tematy. W końcu, gdy przyszła pora spania, goście poszli do domków, a my z lekkim opóźnieniem położyliśmy się do swoich łóżeczek.

przed katedrą w Peterborough, od lewej: Szymek, Monika, Sławek, Ania

This entry was posted in emigracja (2006/07). Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *